Efgard napisał(a):
Grałem w MiM ale mnie nie zachwyciła, dlatego nigdy nie powstał w mojej głowie pomysł jej kupna.
W tamtym czasie byłem zdecydowanym fanem planszówek firmy Encore i ich pochodnych, t.j Gwiezdny Kupiec, Bitwa na polach Pelennoru, Bogowie Wikingów, Dreszcz, Labirynt Śmierci, Ratuj Swoje Miasto, Odkrywcy Nowych Światów, Wojna o Pierścień (to jest zajefajna gierka dla fanów Tolkiena, tylko że samo układanie żetonów trwa z godzinę!

) oraz ich odpowiedników osadzonych w realiach II wojny światowej - Kreta, Ardeny, Bzura i wiele innych.
Z resztą mam wszystkie wymienione wyżej gry w swojej kolekcji do dzisiaj, tylko nie ma za bardzo z kim grać!
Czasem uda się namówić żonę lub brata na partyjkę w Bogów Wikingów, tylko i wyłącznie dlatego, że dają najkrótszą rozgrywkę (od 15 min do 1 godziny).
A jak sobie chcę pograć w coś sam to biorę Dreszcza - to paragrafowa gra dla jednej osoby - mniodzio!

Grał ktoś z Was, w którąś z ww. gier?!
Podpowiedź, te gry były dostępne na rynku w latach 1985-1995, teraz dosyć często można je spotkać na allegro.
W 1995 r. jak przestali wydawać moje ulubione planszówki to postanowiłem się przerzucić na karcianki. Traf chciał, że był to METW, resztę już znacie ...

Ano grał ktoś, nawet we wszystkie wymienione. W instrukcji Bogów Wikingów był błąd. Pisało, że jasna strona (Asgardu) rozpoczyna grę na wschodniej krawędzi mapy, czyli zaraz przy jedynym przesmyku, przez który na pole bitwy wychodziły żetony przeciwnika. Stronie Asgardu wystarczyło postawić kilku bramkarzy przy przejściu i jeżeli jej gracz nie miał na starcie kilku z serii pechowych wyrzutów, to zazwyczaj wystarczało dla jego zwycięstwa. Ale grało się i czytało instrukcję bezkrytycznie i nikt się nie zastanowiał, czy może Asgard powinien zaczynać od zachodu. Bo poza grami Encore i Dreszczem, i Goblinem (wydrukowanymi w czasopiśmie "Razem") były tylko w sklepach Eurobusiness i gry w opakowaniach zastępczych. Większość gier Encore też z tego powodu kupiłem wysyłkowo. Erratę do Bogów znalazłem dopiero po latach, już nie pamiętam gdzie.
Moloch - "Wojna o Pierścień" nie zachwycił mnie. Gra się zapadała pod własnym ciężarem. Wiele oddziałow Saurona (np. z Morii czy z Dol Guldur) robiło tylko za dekorację. Powiernikowi pierścienia wystarczyło pruć w stronę Mordoru - to była najskuteczniejsza metoda na zwycięstwo. Ryzyko złapania niewielkie, a jeśli już został złapany, szanse uwolnienia się wręcz przeciwnie - ogromne. Kostka rządziła niepodzielnie nad jakimkolwiek planowaniem.
MiM - euforia trwała chyba dwa miesiące wśród moich znajomych. Potem powracaliśmy do gry, w momencie gdy udało mi się kupić kolejne rozszerzenie. Producenci nie mają umiaru w odcinaniu kolejnych kuponów od sukcesu. "Kosmiczna Otchłań" (a może "W Kosmicznej Otchłani" - nie pamiętam) to było tematyczne przegięcie - Wróżka w Skafandrze nikomu się nie podobała i zrezygnowaliśmy w Wałbrzychu z tego dodatku. Przy okazji wprowadziliśmy swoje "house rules", np. po to by w ogóle opłacało się schodzić do Podziemi, czy Jaskini (bo kto chciałby inaczej zostawić u wejścia 2 Muły z całym dobytkiem?).