Nie za bardzo jest się czym chwalić. Poszło mizernie, skończyłem w połowie tabeli z 14TP po 4 grach. Dokładnie tyle rund zagraliśmy, było nas 15 czyli zabrakło jednej osoby do pełnego, 5 rundowego turniegu. Awansowali ci, co mieli 16-18, generalnie tabela była bardzo płaska.
Pierwszą partię grałem przeciwko Martinowi aka Peregrin. Jego hero krasnoludy kontra moje balrogowe trolle w okolicach Rohanu. Otwarcie było perfekcyjne, w pierwszej turze hazardami zabiłem mu chyba 3 postacie i nic nie zagrał. Za to potem w mojej turze na ręku miałem 2 raporty + 3 karty do zagrania w Isengardzie. Lepiej być nie mogło. Potem coś się zacięło, karty przestały iść, przeciwnik prawie mnie dogonił i skończyło się 4-2 dla mnie. Tutaj bardzo pomogło mi zagranie Muster Disperses, które zdjęło mu jedyną frakcję.
Druga gra była przeciwko Karstenowi. Grał on upadłym Gandalfem ale bez czarodzieja, za to z kartą + 5 do GI. Tutaj karty kompletnie nie chciały mi iść. Dostawałem orki bez dopałek na rękę albo dopałki dla siebie ale bez kart do zagrania. O tyle próbowałem uratować grę, żeby doskakiwałem do postaci, które miały coś zagrywać na swoich lokacjach. Udało mi się tak dopaść Gadzi Język, które miał wprowadzić Riders of Rohan. A potem przeszła tura, które pewnie mnie załatwiła. Miałem na ręku Regiment of Black Crows + A Few Recruits ale nie Maker's Map. Więc, żeby tracic

z informacjami pobiegłem do Hermit's Hill. Zagrać zagrałem ale straciłem jedną turę bo okazało się, że przeciwnik ściągnął z sideboardu Snowstorma, żeby ratować drużynę w Eriadorze, gdybym tam chciał pójść. Akurat za cel wybrałem sobie Erkenbranda, który wyskoczył w Edoras. Niestety nie doszedłem z powodu zamieci a zaraz potem przeciwnik wprowadził frakcję. Generalnie gra była do bani, skończyła się wynikiem 14-18 dla przeciwnika czyli 2-4 dla niego.
Trzeciej gry za bardzo nie pamiętam. Tu moim przeciwnikiem był Mario z balrogową talią a mój deck to było Great Army of the North w smoczej krainie. Wiedziałem, że muszę wygrać ale coś znowu mi się deck zaciął. Nie mogłem dostać żadnej zagrywalnej karty. Przeciwnik za to biegał kilkoma małymi drużynami i zagrywał jakieś pierdoły. Próbowałem go siekać jak się dało, zdjąłem mu ok 10pkt ze stołu ale to niewiele dało. Przegrałem znowu 2-4. Tutaj finał był już tylko marzeniem. Jak zawsze Polacy w różnych imprezach, miałem przed ostatnią grą tylko matematyczne szanse.
Ostatnia partia była przeciwko Nico aka VastorPer (koleś od Dream Cards), minion vs minion. Tu poszło lekko, łatwo i 6-0 dla mnie. Ale, tradycyjnie, ostatnia gra była o honor. Turniej zakończyłem mając 14TP, zabrakło lepszego wyniku w jednej z dwóch przegranych gier.
W niedzielę odbyły się finały, gdzie udział wzięli: Heiner, Bernd, Patrick oraz Stefan. Blisko był Dominic aka Domse, którego znacie z Warszawy. Uwalił go test korupcji na koniec gry. Thranduil z Wormsbane, rzut kostką - 2 i zamiast wygranej i udziału w finale było 6 miejsce.
Było tam jedno śmieszne wydarzenie przed jedną z finałowych gier. Bernd i Heiner grali Balrogiem. Ten pierwsze 3-4 razy przełożył deck Heinera a potem przesunął jeszcze jedną kartę na wierzch mówiąc - "Teraz wszystkie Twoje kopie Balroga są na samym dnie". Na co Heiner powiedział " Skoro tak mówisz to ja się założę, że ta karta, którą właśnie położyłeś na wierzchu to avatar". Odkrywają i ... wszyscy zaczęli się śmiać

Całe mistrzostwa wygrał Heiner, właściwie to już po 2 niedzielnych grał miał tytuł, wystarczyło nie przegrać 0-6 w ostatniej grze.
Atmosfera była bardzo miła, graliśmy w restauracji z winami, którą prowadzi brat Bernda. Mieliśmy zniżki na napoje, było wino, piwo, woda itp. Do tego pracownik przygotował dla nas sobotni i niedzielny obiad oraz sobotnią kolację. Dla każdego była jakaś nagroda za turniej, mniejsze lub większe gry.
Mam fotki ale potrzebuję trochę czasu, żeby je przejrzeć, wywalić słabe a potem przygotować upload. Jak tylko to zrobię to podam tutaj link do galerii.