kfiadeg napisał(a):
Kurde, nie ma tu takiego wątku "XXX Turniej - Wrażenia po"? "Za moich czasów" takie bywały.
za moich też

, hej! a może mówimy o tych samych czasach?
kfiadeg napisał(a):
Bardzo mi się podobało i nie żałuję ani ciut, że się jednak wybrałem
Prawda najprawdziwsza. Mi się też bardzo podobało.
Cytuj:
Było ekstralnie zagrać w sealeda, gdzie wszyscy mają podobny poziom i niewydumane techniki. Taki typ rozgrywki dla mnie - lamusa - najbardziej mi w tej chwili odpowiada. Jest fun i luz podczas rozgrywki.
Żałuję, że na sealda akurat nie zdążyłem. Bo też na dzień dzisiejszy taki typ rozgrywki dawałby mi więcej radości niż jakieś super hiper mega wyrafinowane decki gdzie co turę miesza się sideboardem i zagrywa jakieś comba. Sealed przypomina czasy sprzed 15 lat, kiedy się pierwszą podstawkę czy pierwszy buster do MECCG kupowało i grało się na Sword oF Gondolin

.
Ale na szczęście wieczór nie był stracony, bo załapałem się na BattleStar Galactikę z ekipą z Kędzierzyna i po długiej fajnej rozgrywce udało się nam Cylonom wygrać.
A jeszcze tego wieczora późną nocą udało się raz zagrać w Dixita.
Cytuj:
Dzięki Danielowi poznałem też kilka nowych planszówek i już se je tu wstawiłem na listę zakupów, bo do kędzierzyńskiego kółka planszówkowego za daleko mi dojeżdżać

Ja poznałem w zasadzie 2 nowe gry, w które wcześniej nie miałem okazji. Age Of Empires 3 (bardzo fajna, chociaż zagrałem tragicznie i byłem na szarym końcu) no i oczywiście "Agenci Molocha", czyli wielki HIT sobotniego wieczora. Teksty Kubona, co dałby sobie obciąć (albo kogo skąd wykopać) za to, że Kfiad jest agentem przejdą do historii

.
Co do samego turnieju, to zaliczyłem 3 bardzo miłe gry. Chociaż grałem z bardzo zmiennym szczęściem (chociaż głównie to mi szczęścia przy składaniu decka pewnie zabrakło, ale jak się gra 1 raz od 4 lat to takie rzeczy się zdarzają)

.
Grałem na ekipę krasnoludów i głównym kluczem programu miało być zagrywanie greaterów w smoczych terenach, zabicie jakiegoś AtHome'a i zagranie King Under The Mountain ( i ewentualnie Returned Exiles).
W pierwszej grze z Vandrerem wszystko szło dobrze, do momentu , gdy pojawił się czarodziej (Saruman znaleziony przez Windlord Found Me) i wesoła ekipa ruszyła na Samotną Górę. Oberwałem Smaugiem ( i to podwójnie, bo Mouth Of Sauron również poszło) i przy pierwszym 'body-checku' czarodziej mi zszedł. Później coś próbowałem jeszcze walczyć, ekipa Vandrera też biegała po niebezpiecznych terenach wokół Mordoru i parę razy obrywali Nazgulami, ale mimo ranienia czarodzieja nie udało mi się go ubić. Przegrałem 0-6 głównie przez to , że wszystkie frakcje mi zostały w sideboardzie i Vandrer za swoje dostał podwójnie (czyli aż 18pkt). Wtopa kompletna, ale grało się niezwykle sympatycznie.
2 gra - z Balarem i zastępującym go od 3 czy 4 tury Kfiadem - bo Balar poszedł robić obiad. Tu dostaliśmy na stół jakieś 'lewe' kości, które wyrzucały praktycznie za każdym razem wysokie wyniki. Mimo, że w ekipie miałem 2 postacie z prowessem 1 (Bilbo i Wacho) to natrzaskałem chyba z 7czy 8 pkt za kreatury. Wszystkie wilki, wargi czy inne watchery dostawały po d* i w zasadzie hazardy Balara zamiast robić mi przykrość tylko mi dawały punkty. Blisko byłem wygranej "za 6" , ale w ostatniej turze jak szedłem zagrać jakiś kolejny przedmiot to próbując odtapować Balina Arkenstonem rzuciłem '3' i niestety krasnolud z Glamdringiem mi spadł.
3 - gra, czyli pecha w niskich rzutach na korupcję ciąg dalszy.
Przy grze z Magiem chyba w 3 turze próbowałem przekazać THrainem Orcrista jakiejś innej postaci i rzuciłem "2". No i mój główny Krasnolud odszedł i nie wrócił do końca gry. Póżniej, gdy pojawił się czarodziej, to idąc w smocze tereny strasznie drużyna oberwała 'podwójnie' z Tidings of the bold spies i w zasadzie mając decka zgranego do połowy decka w zasadzie zacząłem od zera dopiero "coś grać" (ale grając zupełnie inaczej niż zakładałem). Mag w tym czasie był daleko z przodu grając Alatarem i w miarę bezpiecznie sobie grając to i owo w nadmorskich terenach. Ale w pewnym momencie coś przestały mu resourcy dochodzić i przez kilka tur praktycznie NIC nie zrobił, co pozwoliło mi trochę nadgonić wynik.
Udało mi się (W końcu! z czego się najbardziej cieszyłem) zabić Bairanax At Home i zagrać krasnoludzki "powrót króla" ale na wrzucenie do decka "reutrned exiles" było za późno bo akurat 4 karty mi zostały

.
Mag posadził Białe Drzewo (ale spadła mu Annalena z 2 "Allies", i mój Gwaihir zagrany rzutem na taśmę policzył się podwójnie) i okazało się po podliczeniu wyników, że przegrałem tylko 1 punktem. 24-23.
i w zasadzie tyle. Później było pamiątkowe zdjęcie i wspominany wcześniej wieczór z Agentami Molocha

.
Rano zwinąłem się przed 8, bo obowiązki rodzinne wzywały, więc przepraszam, jeśli z kimś nie zdążyłem się pożegnać.
Dzięki - przede wszystkim organizatorom za wspaniały turniej (i całą około turniejową otoczkę) a pozostałym dzięki za spotkanie i miłe godziny spędzone na giercowaniu i nie tylko. Do zobaczenia wiosną!