Moje 2 centy poturniejowe.
Fajnie było się z wami spotkać znowu (może poza Thorinem bo jego gębę oglądam nader często

). Żałuję, że jesteśmy wszyscy tak rozrzuceni po Polsce, bo jak się spotykamy to się dogadujemy bezproblemowo, mamy ubaw po pachy etc, wolałbym częściej niż tylko 2 razy do roku
Gra w świecie Neuroshimy bardzo mi się spodobała, chyba jak wszystkim, może tylko byłem padnięty po turnieju i nie angażowałem się tak jakbym chciał. Szkoda tylko, że znowu nie było okazji pograć, zapoznać niektórych z LOTR LCG, bo to fajny przerywnik dla MECCG.Dopiero w niedzielę rano udało się przysiąść na chwilę, gdy został już tylko Kędzierzyn i Warszawa, ale nie na długo bo czekała mnie "zajebista" droga przez Piotrków do stolicy
Super, że udało się zagrać w sealda, co prawda liczyłem na więcej graczy ale niestety dwóch odpadło w ostatniej chwili

i w ten sposób sam nie użyłem moich japońskich kart do gry, czekają na kolejną okazję. Wyniki podam jak już chłopaki z KK ogarną się z wynikami głównego turnieju. Tyle, że pogratuluję Vandrerowi, mam nadzieję, że nagroda mu się podobała
Czas na wrażenia z General Opponent.
Pierwsza gra - Gothmogg
Przyznam się, że trochę się obawiałem jak zobaczyłem drużynę startową. Glorek + Thranduil oznaczał jedno - wywalanie kreaturek do discardu, nie będę przecież dawał przeciwnikowi punktów za darmo
Właściwie całą grę ustawiła jedna karta - Siege. Przeciwnik pojechał i zagrał fakcję z Thranduill's Hall ale już stamtąd nie wyszedł do końca gry

Pod koniec podzielił kompanię na dwie mniejsze - jedna dalej nie wyszła a druga się nadziała na Itangast Ahunt i było pozamiatane, 6-0 dla mnie.
Druga gra - Ciachu
Jak zobaczyłem hobbity to spodziewałem się armii upadłych entów w Wellinghall. Zostałem zaskoczony - niziołki stały całą grę w Weathertop i zagrywały wilki. W pierwszej turze postanowiłem ustawić grę od samego początku i naklepać małym włochaczom ale Snowstorm odwiódł mnie od tego skutecznie. Zatem pojechałem zagrywać swoje resourcy a nadzieję na powstrzymanie przeciwnika położyłem w hazardach. Jak się okazało, miałem rację

Doubled Vigilance powstrzymywał skutecznie Ciachia przed wejściem na site. Potem jeszcze nadeszła chyba najważniejsza tura gdzie zagrał najpierw Hide in Dark Places a ja w odpowiedzi Ire of the East, potem Hiding a ja Blind to the West, nadeszło movement hazard phase i spadł deszcz orków

Wszystkie hobbity ranne, krasnolud zabity i gra się zaraz skończyła. 6-0 dla mnie, choć wcale nie byłem tego pewien wyniku przed policzeniem punktów
Trzecia gra - Pokrzyw
Właściwie Piotrek wszystko powiedział, co było do powiedzenia. Pojechał do Worthy Hills, gdzie chciał się zabunkrować i grać fakcje ale go ciachnąłem orkami po drodze. Potem wpadłem jeszcze kompanią, zabiłem krasnala ale drugiej postaci nie dałem rady - tak jak się spodziwałem, zaraz potem zagrał Hidden Haven. Wróciłem zatem do mojej strategii resourcowej, potem każdy grał już swoje, przy czym ja trochę szybciej.Specjalnie zabiłem parę orków, żeby potem mnie już nie siekał napakowanymi, wizard jeszcze uchronił się rzutami przed sporą korupcją (bodajże 9cp) i wynik był 5-1.
Czwarta gra - Thorin
No cóż, jak zwykle zachwyceni, że gramy ze sobą, przystąpiliśmy do partii, która decydowała o zwycięstwie. Powiem szczerze - patrząc na to kto gra, spodziwałem się małej ilości minionów i zrobiłem trochę hazard deck pod Radka (a ten się oczywiście oburzył

)

Co nie zmienia faktu, że zawsze chciałem nim zagrać - mam na myśli undeady. Thorin się spodziewał czegoś innego po mnie więc kasowaczki włożył nie te co trzeba do decku

Ruszał po ruinach, shadowach i ja go tapowałem albo zabijałem moimi undeadami. Do tego jeszcze uwięziłem Shagrata, który stracił w ten sposób ally. Natomiast mój deck vs minion zagrywał coś innego i to nie był balrog, z czego jestem zadowolony. Zagrałem kilka greaterów w smoczych krainach, do tego Agburanar Roused, który zdublował mi punkty za fakcje i się skończyło 5-1. Tylko szkoda, że musieliśmy trzecią rundę skończyć trochę wcześniej bo chciałem zagrać jeszcze kilka smoczych fakcji. Cieszę się, że przypieczętowałem zwycięstwo nie balrogiem
Co do liczebności graczy to utrzymał się poziom sprzed roku - 10, sprawdziłem z ciekawości. Mimo faktu, że trochę ludzi przestało grać, spokojnie stać na na eventy 15-osobowe, po prostu co turniej kilku osobom coś wypada

Nie wiem czy format rodzinny naszych zjazdów by się sprawdził z kilku względów ale można by nad tym pomyśleć. Dzięki chłopakom za zorganizowanie turnieju, do zobaczenia za pół roku, z niektórymi pewnie szybciej

No i super, że Efgard się pojawił, może paru starych graczy zrobi to samo, myślę, że jest jeszcze wiele fajnych rzeczy do zagrania w tej grze. Pewnie wielu z was żałuje, że gra tak rzadko ale z drugiej strony powiem jedno - granie z wami to fajna rzecz. Nie jesteście zmanierowani jak większość zachodnich graczy, którzy stawiają na stare, sprawdzone sposoby,decki. Grając na naszych turniejach zawsze można zobaczyć coś nowego
