Panowie,
Veni, vidi and almost vici. Tak można podsumować moją wyprawę do Szwajcarii. Jak niektórym wspominałem, mistrzostwa odbyły się w Tolkienowskim Muzeum, które powstało 3 lata temu w miejscowości Jenins, niedaleko Zurichu, ->
link. Ponieważ koszty podróży bezpośrednio do Szwajcarii są kosmiczne to udało mi się znaleźć tanie połączenie do Kolonii, skąd wyruszyłem z Heinerem (niektórzy powinni go kojarzyć z Mistrzostw w Warszawie). W szczegóły dotyczące podróży nie będę się wdawał, poza stwierdzeniem, że niemieckie autostrady wcale nie są takie super

Niestety na piątkowy drinking game się nie załapałem, dojechaliśmy dopiero na 23. To samo przydarzyło się innym, stąd udział wzięło tylko czterech graczy

W sobotę rozegraliśmy tradycyjnie kwalifikacje. Ponieważ było nas 12 albo 14 (nie pamiętam dokładnie), odbyły się 4 rundy. Po rozegraniu wszystkich gier zakwalifikowałem się z pierwszego miejsca, mając 20TP. Wygrałem dwie gry 4-2 oraz dwie 6-0, w tym pokonałem wszystkich byłych mistrzów świata - Heinera, Marka Alfano oraz Patricka. Ten ostatni również awansował z drugiego miejsca. Stawkę uzupełniło dwóch graczy - Karsten oraz Roland.
W niedzielę zaczęliśmy od 9 rano. Patrick oraz Karsten postanowili zmienić decki (w trakcie kwalifikacji grali FW Radagastem). Roland, którego sukces zaskoczył, nie miał pola manewru. Ja postanowiłem również zagrać tym samym, zrobiłem tylko małe modyfikacje w swoich taliach. Patrick i Karsten postawili na jedną kartę i wzięli talie na Jedynego, Roland grał Mordor Shuffle, natomiast ja wziąłem fajczącego Balroga. Tak się spodziewałem, gra między mną a Patrickiem zdecydowała o zwycięstwie. Wytoczyłem przeciwko niemu ciężką batalię, oberwał deszczem orków (3x11, potem 3x16), Smaug Ahunt, Mordor in Arms, Rolled Down to the Sea x5. Ledwo się dowlókł do Mount Doom z jednym małym krasnoludem, Radagastem oraz rannym Faramirem oraz jednym pierścionkiem. Niestety to mu wystaczyło, wyrzucił na kościach 10 a potem korupcja, jak się spodziewałem, była praktycznie formalnością. Po zagraniu kart musiał wyrzucić więcej niż 2 lub 3, już nie pamiętam. Pozostałe gry wygrałem 6-0, Patrick wszędzie również zniczył Jedynego i zakończył Final Four z wynikiem 21 TP, ja miałem 12TP, Roland 6TP, Karsten 0TP.
W ten sposób, niestety, jeden rzut (wytestowanie Jedynego) zdecydował o tytule mistrza świata. Wystarczyłoby jedno więcej Rolled Down to the Sea i miałbym tytuł. Była na to szansa, w decku zostały mi 4 karty ale niestety nie dociągnąłem

Z jednej strony to mój najlepszy wynik na Mistrzostwach do tej pory, z drugiej strony czuję wielki niedosyt, że tak niewiele zabrakło. To by było chyba na tyle, o muzeum, jak ktoś będzie chętny to może opowiem już za 2 tygodnie jak się spotkamy w Goszycach

Tutaj możecie obejrzeć fotki ->
link