Gror napisał(a):
Kurde

o co chodzi z tym Bomburem? No bo nie miałem przyjemności zagrać ze zwycięzcą
Tworek, pochwal no się czym i jak wygrywałeś

Z Bomburem to nie chodzi o nic. Po prostu był w mojej kompanii startowej, co już nie wiedzieć czemu wywołało małe poruszenie

.
A to przecież super postać jest, 1 minda, 3 prowess, do Orków 4, Lure of Nature go nie rusza. Bombadila zawsze może wprowadzić, jak trzeba to Cave Worma weźmie na klatę itp.itd. same plusy! Na 4 gry Bombur chyba nawet jedną przeżył, a może i dwie, nie pamiętam w tej chwili.
A czym wygrywałem? W pierwszej turze nie robiłem nic, 6 pkt samo spadło z nieba

.
W drugiej ubiłem Rootowi Alatara... Giantem. Z rank upon rank i Doors of night, szedł sam do Southronów, to nadział się na dwóch i ten drugi go zamordował. Poza tym Glorfindel Roota stracił masę czasu próbując jednak wprowadzić tych Southronów. Najpierw pozbywał się długo Foolish Worda, a później do gry weszło Mordor In Arms, więc nawet nie miał szans na dwunastce

.
Ja punkty zagrywałem powoli, bo mimo, że miałem 3 twilighty to snowstorm, long winter itp. trochę mi krwi napsuły. Mimo 3-krotnego "Call of home" (3 GI wolnego chyba o ile pamiętam) Aragornowi Roota udało się jednak przetrwać w glorii chwały bycia królem do końca gry. Wygrałem 6-0, bo odjąłem Rootowi 1 mały punkcik za Torque Of Hues, które miałem na ręku.
Poza tym, tak już nawiasem mówiąc, to po tej grze zdałem sobie sprawę jak STRASZNIE zachowawczo gram, kiedy widzę, że przeciwnik już jest daleko w tyle. Bo tak - czarodzieja nie ruszę bez przynajmniej 1 cancella na ręku, każdy teścik korupcji nawet na dwójkach musi być poparty przez tapnięcie kogoś. No bo szkoda by było stracić coś i przegrać w pechowy sposób wygraną grę. Efekt był taki, że w każdej z potyczek sam punktów zrobiłem niewiele, na szczęście przeciwnicy jeszcze mniej
W grze z Jadedem też szybko udało mi się posłać wizarda do krainy wiecznych łowów. Radagast poszedł razem z Elrondem do Eagles Eyire i dwukrotnie spotkał się z Assasinem (rank upon rank było w grze). Co prawda mam w swej kolekcji tylko jednego Assasina, ale Power Build By Waiting i Mouth Of Sauron pozwoliły mi "sprawdzić ciało"

czarodziejowi wystarczającą ilość razy, żeby w końcu nie wytrzymał.
Od tamtej chwili Jaded grał tylko dwoma cyborgami Elfami czyli Elrondem i Glorfindelem (był też wcześniej chyba jeszcze Cirdan, ale go do domu zawołali

) i trochę tam rzeczy nawet pozagrywali. Na szczęście przy wolnym GI = 2 , call of home'y są BARDZO SKUTECZNE. Chociaż w ostatniej turze Glorfindel się wymigał, dzięki czemu nie miałem za przedmioty "x2".
Aaa, nie mówiłem czym grałem od strony resource'owej.
Żadnych wynalazków. Drużyna samych krasnoludów (Thrain jako głowny wymiatacz - tuż przed turniejem udało mi się go zdobyć od ... THORINA

). Parę greaterów, 2 frakcje, kilku "ally", dużo kart wspomagających i cancelujących. Praktycznie żadnych comb.
Tym razem deck był przemyślany raczej pod względem hazardowym, jeśli chodzi o resourcy to było to na zasadzie 'i tak jakieś tam punkty się zagra'.
Dlatego też kiedy grałem w ostatniej turze z Rafałem, to nastawiałem się raczej na wtopę. Bo z MELE jak to z MELE , większość hazardów nie działa albo działa znacznie słabiej. Na szczęście trochę złodziejami Rafała poczesałem, chociaż 1 mi zabrał jako sługę

(przegięta karta!), a zasoby mi podchodziły lepiej niż w 2 pierwszych grach. Po 2 pierwszych turach miałem już Orcrista i Durin's Axe i poważnie rozważałęm możliwość pójścia naklepania Rafałowym minonom, tym bardziej że jakieś risky blow mi się na ręce pałętały. Ale gdy wyraziłem tą groźbę werbalnie - Rafał mówiąc wprost SPĘKAŁ

i zwiał wszystkimi kompaniami do Darkhaven, czyli do Carn Dum. A później już nie miałem czasu, poza tym chyba mi Werewormem trochę zmniejszył potencjał bojowy. Tak czy inaczej gra była zacięta i gdyby nie to że miałem za przedmioty x2 - zakończyłoby się remisem.
Uff, ale się rozpisałem. A czekoladę truskawkową już otworzyłem, więc sorry Gror - nie będzie "przechodnią nagrodą"

.